niedziela, 14 października 2012

Rozdział 2



Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Spojrzałam na budzik i westchnęłam głęboko widząc , że jest dopiero 7 rano. Ziewnęłam głośno i otwarłam okno , żeby wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Spojrzałam na siostrzyczkę , która smacznie sobie spała , przykryta po uszy kołdrą.
-Niedoczekanie - mruknęłam do siebie.
Wzięłam z nocnego stolika swoją różdżkę zastanawiając się jakim by tu zaklęciem zadziałać. Po chwili namysłu postawiłam na tradycyjną metodę.
-Aquamenti!
Strumień wody trysnął z różdżki , oblewając w całości Katherine. Ta podskoczyła i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
-Już nie żyjesz siostro! - wysyczała , po czym cisnęła we mnie poduszką.
Nie zdążyłam otworzyć nawet ust , żeby odgryźć się jej , ponieważ ta zerwała się z łóżka i zaczęła gonić mnie po całym dormitorium z żądzą mordu.
-No weź Ty mnie w końcu zostaw jędzo! - krzyczałam , unikając kolejnej poduszki.
Skąd ona je do cholery bierze?!
-Ja Ci zaraz dam jędze!
Nie wiem ile trwała ta nasza gonitwa , ale w końcu zmęczyłyśmy się na tyle , że opadłyśmy na dywan.
-Idź pierwsza do łazienki mokra kuro - powiedziałam ledwo powstrzymując śmiech.
-A weź się zamknij! - warknęła.
Nasze warczenie na siebie to nic takiego , okazujemy tym nasze uczucia do siebie. A wszyscy myślą , że my się kłócimy ciągle. Haha.


-Wyłaź wreszcie z tej łazienki! - wrzeszczałam , waląc uparcie w drzwi.
-Niedoczekanie Twoje - odpowiedziała.
Co za cholera. Siedziała już tam ponad godzinę. Rozumiem , że stroi się dla swojego Marcusa no ale czemu tak długo! Zdążyłam już rozczesać włosy , parę razy się przebrać i spakować na lekcję. Spróbowałam więc innej metody.
-Wiesz Katherine? Przed chwilą zauważyłam Marcusa , który kierował się do Wielkiej Sali.. zaczęłam.
W łazience momentalnie ucichło. Chwilę później brunetka wychyliła głowę z łazienki:
-Niby skąd wiesz? - zapytała podejrzliwie.
-A stąd , że słyszałam jak schodzi po schodach - odpowiedziałam rozbawiona.
No cóż schodził on tak głośno , że z pewnością obudził połowę Ślizgonów. Przy okazji dowiedziałam się , że Draco tez już jest na śniadaniu co jeszcze bardziej poprawiło mi humor. Siostra na minutę schowała się w łazience , po czym wybiegła z niej najszybciej jak mogła.
-Tylko się nie zabij! - zawołałam za nią.
Nie doczekałam się jednak odpowiedzi , bo już jej nie było. Szybko weszłam do łazienki i zaczęłam poranna toaletę.


Po 10 minutach zeszłam do Pokoju Wspólnego , a z niego prosto do Wielkiej Sali. Po drodze minęłam '' Świętą Trójcę'' , czyli Pottera , Weasleya i Granger. Ta ostatnia spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem , ale zignorowałam to. Niech lepiej uważa , bo zacznę wyjmować mój sztylet. Ale nie ważne.
Gdy wkroczyłam do Wielkiej Sali od razu przysiadłam się do mojej siostry , Marcusa , Zabiniego i Malfoya. Draco rzucił mi tylko krótkie spojrzenie , po czym wbił wzrok w swoją owsiankę. Nadal się wkurza za to wczorajsze? Matko przecież nic takiego nie powiedziałam. Kulturalnie spytałam go o co chodziło z ta mopsicą a on od razu foszki. Dziś wieczorem spróbuje jeszcze raz , ale od innej strony.
-Ziemia do Andromedy!
Mogłam się domyślić. Od jak dawna moja kochana siostrzyczka macha mi widelcem przed nosem?
-No co?
-Nico , znowu odpłynęłaś. Nic nie jesz? - wskazała na jedzenie.
Jakoś nie byłam szczególnie głodna , więc tylko wzruszyłam ramionami i pogrążyłam się w rozmowie z Blaisem. Co jakiś czas spoglądałam ukradkiem na Dracona i Katherine , która flirtowała z Millerem? Możliwe. W każdym razie tak to wyglądało. Co jakiś czas , niby przypadkiem dotykali swoich dłoni. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem , ale powstrzymałam się , żeby czasem nie oberwać Drętwotą od rana. Jeszcze tego by mi brakowało...
Wreszcie , gdy uczniowie zaczęli wstawać od stołu pożegnałam się z przyjaciółmi i udałam się na zielarstwo z Gryfonami. Boże za co Ty mnie tak karasz... Chociaż w sumie stop! Nie było pytania , przecież wiem za co.


Dochodząc do cieplarni numer 6 spotkałam swoją koleżankę z roku - Mirandę Night. Paplała jak najęta o swoich wakacjach a ja tylko kiwałam głową. Gdy wreszcie profesor Sprout wpuściła nas do cieplarni poczułam duchotę i ostry gorąc. Prócz tego w nozdrza uderzyła mnie ohydna woń.
-Matko jak to śmierdzi! Nienawidzę zielarstwa - prychnęłam. - Już bardziej śmierdzącego przedmiotu się chyba nie dało wymyślić.
Miranda tylko kiwnęła głową i zajęłyśmy miejsca przy jakiś dwóch Ślizgonach. Lekcja była taka nudna , że duchota i smród jeszcze bardziej działał mi na nerwy. Przeklinałam te cholerne lata , kiedy uważałam ten przedmiot za znośny. Po ukochanym dźwięku dzwonka wybiegłam jak najszybciej z pomieszczenia , wdychając świeże i przede wszystkim czyste powietrze. Postanowiłam , że na następne zajęcia poszukam jakiegoś zaklęcia , które zatyka nos i wyczarowuje bąbel świeżego powietrza.

1 komentarz: